Zacznijmy od początku

Kiedy w czerwcu 2015 zobaczyłam wyniki matury, byłam pewna, że się dostanę na medycynę. Pewnie nie z pierwszej ani drugiej listy, ale na pewno dam radę. Tymczasem gdy pojawiły się pierwsze progi to mało nie dostałam zawału! Jak to, 190 pkt? Zobaczyłam jakie są prognozy i powoli zaczęłam zdawać sobie sprawę, że na zwykłe stacjonarne studia się nie dostane. Na pewno nie w tym roku. Mama widząc moje załamanie zaoferowała płatne studia, mówiła “Pieniądze nie są ważne, chcesz bardzo tą medycynę to będziesz ją miała.”  Jedyny warunek? Muszę mieszkać w domu rodzinnym. Nie byłam szczęśliwa, bardzo chciałam się wyprowadzić i zaznać prawdziwego studenckiego życia, ale lepsze to, niż poprawianie matury, prawda?

Tak właśnie w październiku 2015 wylądowałam na UMP. Zaczęłam studia moich marzeń, poznałam fantastycznych ludzi, byłam bardzo szczęśliwa. Niestety napotkałam pierwszą przeszkodę – nieprzychylnych kolegów, do tych studiujących niestacjonarnie. Nie bardzo rozumiałam takiego podejścia, ale niestety uszczypliwe komentarze, szczególnie te za plecami, robią swoje i faktycznie zaczęłam czuć się gorzej, jak “nieprawowity” student.

Jakoś w listopadzie wyjechałam na tydzień na wakacje z rodziną. Wtedy przelała się fala goryczy! “Jak śmiałam wyjechać! Nie dość, że niestacjo to już wyjeżdża?! DYSHONOR (:P)”. Kolejną przeszkodą były problemy ze zdrowiem związane z niedoczynnością tarczycy. Ci co znają chorobę zapewnie wiedzą jak trudno jest się skupić i jak bardzo jest się sennym. Takie objawy zdecydowanie nie sprzyjają sukcesowi akademickiemu.

Muszę przyznać, że jedna osoby z grupy wyjątkowo utrudniała moje relacje z innymi, ale na szczęście miałam fantastyczne koleżanki i dobrych kolegów, którzy się nie przejmowali takimi pierdołami. Wspólne imprezy pozwoliły mi jakoś przetrwać pierwszy semestr.

Zbliżała się wiosna (i moja alergia). Temat wydaje się niesamowicie błachy. “Przecież kichasz, wielkie mi halo, ja też kicham! Jakoś żyję!” Mniej więcej takie spotykałam komentarze, jak tylko wspominałam alergie. Zdarzały się też westchnięcia, przewracanie oczami i głupie miny. Można się tego spodziewać, większość osób faktycznie alergie przechodzi łagodnie. Niestety nie ja, co pokazały wyniki drugiego (i ostatniego) kolokwium z anatomii. Nie uzyskałam dopuszczenia do egzaminu i czekały mnie “rozbóje”. Uczyłam się, ale alergia się nasilała, miałam inne zaliczenia i znowu “nie pykło”. Pamiętam dokładnie ten dzień, pisaliśmy zaliczenie na sali w prosektorium, a mnie usadzili na początku, przy OTWARTYM oknie. Prosiłam oczywiście, żeby je zamknąć, ale usłyszałam tylko, że pozostali nie będą mogli oddychać, a przesiąść się nie mogę, bo… nie.

Zawaliłam pierwszy termin “rozbója” (zamknięty) i w tym momencie moja nadzieja umarła… przecież następny, ostatni, termin jest otwarty! A ja miałam wykute tylko pytania i odpowiedzi – zamknięte! Byłam przerażona, uczyłam się dzień i noc (głównie noc, bo oczywiście przyjaciółka alergia nie opuszczała mojego boku… albo nosa). Ten termin także mi nie poszedł, w zasadzie nikomu nie poszedł, to było praktycznie niemożliwe.

Marzenia, plany… WSZYSTKO legło w gruzach. Świat się załamał, nie wiedziałam co mam robić. Nie dość, że nie zdałam to jeszcze te pieniądze…  dopadła mnie depresja! Inaczej nie mogę określić mojego stanu. Zaczęłam wędrówki po katedrze, dziekanatach, zastanawiałam się co dalej. Warunek? Nie ma czegoś takiego na pierwszym roku – takie informacje dostałam od “przemiłej” pani z dziekanatu. Jeszcze jedna szansa? Byłam u Kierowniczki Katedry i usłyszałam tylko, że “medycyna nie jest dla wszystkich”. Przepłakałam chyba ze trzy pełne dni, praktycznie nie wychodziłam z łóżka, wstyd mnie przygniatał. Tak dokładnie – WSTYD. Okropne uczucie, powodujące, że czułam się “gorszego sortu”.

Po rozmowie z Mamą doszłyśmy do wniosku, że trzeba wziąć się w garść. Zdałam w lipcu jeszcze poprawkę z histologii, zrobiłam praktyki i… skreśliłam się z listy studentów. W międzyczasie zaczęłam też proces rekrutacji na wymarzony kierunek, tym razem tylko w trzech miastach: Bydgoszcz, (chyba) Łódź i Gdańsk. Poznania nie dopuszczałam do siebie, byłam tak zrażona do uczelni, miałam serdecznie dość.

Będąc na wakacjach, jakoś w połowie sierpnia, siedząc na leżaku, sprawdziłam listy w Gdańsku. Dostałam się na studia stacjonarne! Radości nie było końca, przynajmniej z mojej strony, Mama była załamana. Jej mała dziewczynka wyjeżdża! Oczywiście nie było nawet mowy, żebym została (chociaż Mama próbowała :P). Zaczęłam poszukiwania mieszkania, później spakowałam manatki i się wyniosłam.

Czy żałuję? Nie! Niczego!  Każde z tych zdarzeń nauczyło mnie czegoś ważnego. Mówią Wam, że się nie nadajecie? A skąd oni mogą wiedzieć? To jest WASZE marzenie, WASZE życie! Nie wolno Wam im słuchać! I do boju!

4 thoughts on “Zacznijmy od początku”

  1. Cześć! Co prawda studiuję fizjoterapię, ale bardzo lubię zaglądać na Twojego instagrama. Założenie bloga to strzał w 10. Chętnie tu jeszcze zaglądnę!:)

    Liked by 1 person

  2. Miło było poczytać twoją histerię. Ja akurat studiuję fizjoterapie. Choć chciałam początkowo iść na stomatologie. Nie dostałam się i duż punktów mi zabrakło. Nie obyło się bez przepłakanych nocy, bo do dlugiego czasu nie dostalam się na żaden kierunek. Pomyślałam, że dam szanse fizjoterapii. Jednak fizjoterapia była strzałem w dziesiątke! Szczerze? Nie zamieniłabym jej na inny kierunek. Chętnie dowiedzialabym się czegoś od Ciebie o niedoczynnosci tarczycy. Dlaczego? Bo sama prawdopodobnie to mam. W klasie maturalnej usypiałam o godzinie 17.00. To było straszne. Zaraz wracam do anatomii. Za niedługo moja kolej na poprawkę tego przedmiotu.

    Liked by 1 person

  3. Świetny wpis, bardzo podoba mi się twój styl pisania i czekam na więcej 🙂 Mam tylko małe pytanie czy dwa razy byłaś na 1 roku i od początku jeszcze raz się wszystkiego uczyłaś czy może miałaś tylko te zajęcia których nie miałaś w Poznaniu i tą anatomię ktorą teraz poprawiałaś to była ta z ump ?

    Like

Leave a comment